środa, 20 stycznia 2010

Wystarczy jeden człowiek...

Żeby napisać tego posta musiano wcześniej wynaleźć laptopy i internet, oraz musiałem mieć dostęp do tych dwóch rzeczy i jeszcze umieć pisać;)
I musiałem mieć natchnienie:)
Jednym słowem musiało zostać spełnionych tysiące okoliczności, nad którymi nie będę się tutaj rozwodził,a których efektem jest to, co możesz tutaj i teraz przeczytać Czytelniku.
Co należy myśleć o celowości życia człowieka?
Ogólnie mówi się, że każdy człowiek ma jakąś misję do spełnienia na Ziemi.
Z drugiej strony ktoś, kto zbyt serio traktuje taką teorię łatwo może zostać posądzony o megalomanię.
Jak by nie było, historia ludzkości opiera się na wybitnych jednostkach, które potrafią poruszyć tłumy. To religijni, czy polityczni przywódcy, wielcy myśliciele i działacze społeczni.
Na przykład jeden Człowiek, który urodził się w stajni,który potem musiał uciekać z rodzicami do Egiptu pod groźbą śmierci,który żył przez trzydzieści lat jako cieśla i syn cieśli - Człowiek ten był tak charyzmatyczny, że Jego ruch religijny przewrócił do góry nogami cały ówczesny świat, a nawet od Jego narodzin liczy się lata!
Wystarczył jeden właściwy Człowiek, aby zbawić świat.
Kościół, który założył, on też oparty był na wybitnych jednostkach takich jak Apostołowie.Na przykład Paweł Apostoł przewędrował całe ówczesne Cesarstwo Rzymskie i wszędzie, gdzie przybył, zakładał wspólnoty chrześcijańskie.
I kiedy przebiegniemy całą historię aż do czasów najbardziej współczesnych i stawimy sobie przed oczy takie postaci jak Jan Paweł II, Lech Wałęsa (ten drugi lepiej postrzegany jest na zachodzie niż w Polsce), czy wcześniej Józef Piłsudski - widzimy wpływ jednostki na dzieje całych narodów, a nawet świata.
Czym jednak różnią się te osoby od reszty społeczeństwa? Czasem są to z pozoru zwykli ludzie - mogą być niscy jak Napoleon, bez wyższego wykształcenia jak Lech Wałęsa, albo biedni jak Cieśla z Nazaretu.
Otóż ludzie ci mają charyzmę.
A skąd pochodzą charyzmaty?
Zanim odpowiem na to pytanie, zadam inne: skąd taki człowiek jak Hitler czerpał swe zdolności do hipnotyzowania niemieckich tłumów swymi przemówieniami?
Hitler też jest "odpowiednim człowiekiem w odpowiednim momencie historii", tyle że nie z punktu widzenia dobra pojedynczego narodu czy całej ludzkości, ale ich zła. Zło też ma swe "charyzmatyczne postaci".
No więc charyzmaty pochodzą od Boga (dlatego najbardziej charyzmatycznym Człowiekiem w całych dziejach ludzkości był i pozostanie do końca świata Jezus Chrystus). Ale i zło potrafi "podrobić" charyzmaty - wystarczy poczytać sobie w Księdze Wyjścia o "pojedynku mocy" pomiędzy Mojżeszem i magikami egipskimi.
Z Bożego punktu widzenia to nawet lepiej, jest to w Jego oczach zaletą człowieka, którego chce On obdarzyć charyzmatami, jeśli taki człowiek ma jakieś braki - np Mojżesz był jąkałą, Dawid był "mały i rudy", Eliasz miał skłonności depresyjne, itd.
Gdyby Bóg powoływał "supermanów" z punktu widzenia ludzi, to po pierwsze człowiek taki łatwo popadłby w pychę, a po drugie ta ludzka doskonałość przesłoniłaby Boskie dary, charyzmaty.
Kiedy widzi się takich bohaterów filmowych jak detektyw Columbo, czy doktor Hause, to widzimy prawie upośledzonych ruchowo facetów, którzy są geniuszami w swoich zawodach. Ich filmowe charyzmaty jeszcze bardziej błyszczą dzięki temu kontrastowi.

Życie każdego charyzmatycznego przywódcy dzieli się na okres zwykłego życia przed otrzymaniem charyzmy i okres życia "niezwykłego" po tym, jak charyzmę otrzymał. Mojżesz przed swoim powołaniem był niepewnym siebie jąkałą,król Dawid był zwykłym pasterzem trzody u swojego ojca, Eliasz przed poznaniem mocy Bożej być może był przytłaczany przez swoją niemoc i stany depresyjne, nawet Jezus przed chrztem w Jordanie był zwyczajnym człowiekiem wykonującym prace ciesielskie.
Sięgając współczesnych przykładów - kiedy czyta się biografie takich ludzi jak wspomniani Jan Paweł II i Lech Wałęsa, to również zauważa się różnicę "przed" i "po" otrzymaniu charyzmy. Otóż koledzy Lecha Wałęsy z czasów, gdy był on jeszcze prostym robotnikiem w latach 70-siątych ubiegłego stulecia wspominają, że właściwie to niczym się nie wyróżniał, ale bardzo się zmienił na jakiś czas przed powstaniem "Solidarności". Stał się charyzmatycznym mówcą, przywódcą. Jan Paweł II w czasach, kiedy był "zwykłym" kapłanem podczas wygłaszania homilii miał trudności z dotarciem do ludzkich serc i umysłów - ludzie po prostu nie rozumieli, co on do nich mówi.
Kiedy się to porówna do najlepszych czasów, kiedy obaj ci przywódcy mieli największe sukcesy - widzi się kolosalną różnicę, widzi się w tym działanie jakiejś siły, która się nimi posługuje, żeby oddziaływać na tłumy, na ich serca i umysły.
Zdaje się, że Bogu wystarczą pojedynczy ludzie, żeby mógł On dokonać swoich planów w rzeszach ludzi.

Teraz jak to się ma do "wiodącego tematu tego bloga", czyli stosunków damsko-męskich?
Otóż tutaj też wystarczy jeden człowiek. Właściwy człowiek.
Bo można otaczać się dziesiątkami i setkami znajomych, którzy w jakimś sensie zagłuszą ból samotności, ale...żadna z tych jakże sympatycznych i inteligentnych osób nie jest "tą jedyną Osobą", na którą czeka się całe życie i z którą chce się spędzić pozostałą część życia.
Ta jedna właściwa osoba ocala nas od samotności, jest lekiem na nasze lęki, jest brakującą połówką do naszej połówki.
Z drugiej strony ta "właściwa osoba" może być cokolwiek zwyczajna dla innych, którzy czasem zapytają: "co ty w nim/niej takiego widzisz"?
O co tu chodzi? O chemię? O urok osobisty?
Myślę, że chodzi o...charyzmat.
Charyzmat nie na megaskalę, który powala na kolana tłumy, ale charyzmat osobisty, skierowany do jednej jedynej osoby.
Taki minicharyzmat, który sprawi, że On dla Niej i Ona dla Niego będą najważniejszymi osobami na świecie.
Najbardziej romantyczny charyzmat, jaki można sobie wyobrazić.
Skąd się on bierze? Tak jak w przypadku innych charyzmatów, jest to dar Boży.
Oczywiście nie mówię tu o jakimś zauroczeniu, prowadzącym do romansu, czy tym podobnym; mam na myśli taką relację damsko-męską, która kończy się małżeństwem aż do śmierci.

Wystarczy tylko jedna osoba, aby ocalić mnie od samotności. Właściwa osoba. Pojawi się w najbardziej odpowiedniej chwili w moim życiu.
"To co będzie - już jest", więc jestem spokojny i czekam.

4 komentarze:

  1. Idealizujesz troszkę:). Na polu męsko damskim bywa inaczej.... Aby poznać dziewczynę swego życia trzeba się trochę postarać. Bo nawet jak ona gdzieś jest i może być dla Ciebie skarbem to najpierw trzeba ten skarb odnaleźć.....i dać jej szansę

    OdpowiedzUsuń
  2. ja wiem, że to jest idealizowanie, ale tylko w ten sposób świat wydaje się lepszym, piękniejszym bez sięgania po środki zastępcze typu alkohol;)
    A tak poważniej, to jasne, że daję innym szansę - pytanie tylko, czy ja swoją szansę otrzymuję?

    OdpowiedzUsuń
  3. Bo w tym cały jest ambaras:))))ale blog jest fajny

    OdpowiedzUsuń
  4. no dzięki:), Twój blog też niczego sobie;)

    OdpowiedzUsuń