środa, 3 lutego 2010

Między nami jaskiniowcami

Na początek prosta uwaga - założyłem ten blog z myślą o konkursie z My Dwoje. Myślałem, że uda mi się go wygrać, że mam coś ciekawego, a czasem osobliwego do napisania. Ale jak widzę, nie uda mi się wygrać tego konkursu z kilku powodów.
Po pierwsze - jak patrzę na blogi, które otrzymują najwięcej głosów, to myślę sobie: rety, nie mam fajnych romantycznych obrazków na tapecie swojego bloga, posiłkuję się "tylko" słowem i to w dużych ilościach.
Po drugie - podejrzewam, że większość osób głosujących to kobiety, nic dziwnego, że one z kolei głosują raczej na kobiety, ponieważ mogą się identyfikować z ich przeżyciami, sposobem myślenia. A kto mógłby się ze mną identyfikować. Filozof? Myśliciel? Naukowiec? Takich ludzi jest mniejszość, ogromna mniejszość.
Tak więc pozbyłem się złudzeń o darmowym półroczu na portalu randkowym, jednak z bloga nie zrezygnuję, ponieważ lubię pisać i od jakiegoś czasu chciałem założyć własnego bloga i teraz nasunęła się sposobność.

A teraz kolejna refleksja jak w tytule postu:
Mówi się, że pomimo iż z pozoru jesteśmy cywilizowanymi, otoczonymi wytworami kultury i nauki ludźmi, to w głębi duszy i w głębi ciała niewiele różnimy się od naszych przodków z epoki powiedzmy kamienia łupanego. Biologia, psychika, dusza...to wszystko rządzi się własnymi prawami i nie zawsze daje się kontrolować za pomocą gorsetu kultury...
Jeden dzień z życia "cywilizowanego jaskiniowca" wyglądać może następująco:

Skoro świt otwieram oczy...wychodzę z jaskini swojego pokoju i sięgam do spiżarni lodówki po jedzenie, które upolowałem wczoraj w pobliskim hipermarkecie...muszę znów iść dzisiaj do pracy i zdobyć środki, żeby znów móc upolować kolejne żarełko...jak starożytny rzemieślnik, albo rolnik robię coś, co zamieniam na pieniądze, które są moją bronią w walce o przeżycie...tak, tak, najpierw trzeba przeżyć...instynkt samozachowawczy na pierwszym miejscu...a potem?...potem można pomyśleć o instynkcie przedłużenia gatunku...dawniej to brało się siłą branki na wojnie, albo wymieniało się za dwadzieścia wielbłądów kobietę jaka się spodobała...teraz trzeba zrobić miliony rzeczy, powiedzieć miliony słów, zapłacić miliony złotych...przesadziłem z tymi milionami, ale fakt, że jeśli chce się zakładać rodzinę, trzeba mieć środki na to...dawniej to kobiety siedziały spokojnie w jaskini i przygotowywały żarełko z tego, co mężczyźni upolowali...taaaa...szyły ubrania ze skór, wychowywały małe dzieci...a jak już te dzieci trochę podrosły, to mężczyźni brali chłopców na polowania, żeby się uczyli jak mają zdobyć żarełko dla swoich kobiet w przyszłości...dziewczynki zostawały z matkami i uczyły się jak mają gotować dla swoich przyszłych mężczyzn...teraz który ojciec uczy życia młodego chłopaka?...czemu tyle samotnych matek?...matka NIGDY nie zastąpi synowi ojca, to niewykonalne, nienaturalne...
....polowanie na partnerkę za pomocą klikania myszą komputera jest jakimś złudzeniem...nic nie zastąpi osobistego kontaktu...tak, wiem, że odległość to ważna sprawa...dawniej człowiek nie poruszał się dalej niż za horyzont...chyba że była wojna...w każdym razie wybierało się żonę z sąsiedniego sioła, z sąsiedniego plemienia...teraz to można teoretycznie z drugiej półkuli poderwać fajną laskę...właśnie, internet zrobił z naszej planety globalną wioskę...teraz wybrać można z tej wioski teoretycznie kogo się chce...
Kobiety są bardziej bierne...dawniej nie miały prawie żadnego głosu...to rodzice wybierali im mężów, najczęściej bogatych, takich, którzy potrafili zapewnić byt...a dzisiaj, kiedy kobiety same potrafią sobie zapewnić byt, kiedy same mogą wybierać, najczęściej nie wiedzą czego chcą...są zdezorientowane...role się zaburzyły...zawsze było tak, że żeby uniknąć mezaliansu, kobieta wydawana była za mężczyznę bogatszego od niej...teraz wiele kobiet ulega pułapce, że skoro same osiągnęły jakiś pułap zawodowo - finansowy, muszą wybierać mężczyznę, który osiągnął jeszcze więcej...
No więc jeszcze nie znalazłem matki dla swoich , naszych dzieci...może nie czuję się pewnie, bo mam zakodowane, że MUSZĘ mieć dużo środków, żeby "wymienić" je na partnerkę...że muszę podwyższyć swoją wartość...czyli praca, praca i praca...
dlatego mężczyzna ZAWSZE, czasem nawet ponad rodzinę, będzie cenił sobie pracę...tak, tak, najpierw instynkt samozachowawczy...najpierw lodówka pełna żarełka...potem dopiero instynkt przedłużenia gatunku...spirala, która jest treścią życia mężczyzny...jak spirala podwójnej helisy DNA, która jest nośnikiem życia...ile to już trwa?...miliony lat?...jestem teraz na końcu tego łańcucha...powiedzie mi się, tak jak powiodło się WSZYSTKIM moim bezpośrednim przodkom...oni NIGDY nie przerwali tego łańcucha życia, bo inaczej nie było by mnie tutaj i nigdy nie napisałbym słów, które czytasz...:)