sobota, 25 czerwca 2011

Życie jako schody. Do nieba. Czyli spacerkiem po rozległej dolinie.

Nie pisałem coś około pół roku, ale nie dlatego, że zwątpiłem w swoją dotychczasową filozofię życiową, czy też dlatego, że ona nie działa.
Życie jest jak schody do nieba. Dopóki żyjesz, nie ma takiego stopnia na który mógłbyś się wspiąć, ani takiego z którego nie mógłbyś spaść. Istnieje adekwatny obraz, na którym ukazani są ludzie wspinający się po drabinach do nieba. Niektórzy z nich spadają i muszą się ogarnąć, po czym znów wspinać.
Pojedynczy "schod", czyli stopień składa się z pionowej ścianki i poziomego odcinka. Co ciekawe, pokonanie odcinka pionowego jak i poziomego zajmuje tyle samo czasu. Pokonanie pionowej ścianki wydaje się być po pierwsze staniem w miejscu, a po drugie czystą stratą czasu. Co więcej, dla ludzi z boku również wydaje się to być staniem w miejscu i stratą czasu, nawet marnowaniem życia. A przecież to "stanie w miejscu" winduje nas na wyższy poziom!!!
W porównaniu z tym niesamowitym trudem wspinaczki po pionowej ścianie, pokonanie poziomego odcinka wydaje się być spacerkiem. A dopiero ten "spacerek" jest widzialny dla postronnych obserwatorów i dopiero to posuwa nas do przodu. Jest to czas działania w świecie, w środowisku, czas sukcesów i pracy z talentami wykuwanymi w czasie wspinaczki po pionowej ścianie.
Innymi słowy: pionowa cześć schodka posuwa nas do góry, a pozioma - do przodu.

Jak to się ma do mnie? To proste - moje dotychczasowe życie było ostro pod górkę, właściwie pionowo, było to pasmo cierpienia, bólu, trudów, porażek, upokorzeń, dezintegracji, nawet śmierci psychicznej.
Po tym przełomowym przeżyciu 1 stycznia tego roku poczułem, że pionowa ściana się skończyła i teraz nadszedł czas "spaceru" po szerokiej, rozległej poziomej drodze już na wyższym poziomie, na który z takim trudem się wspiąłem.

I są to czasem dosłowne spacery: od trzech miesięcy umawiam się z koleżanko - przyjaciółką na długie spacery po jakże pięknych okolicach mojego miasta
Ten blog nie służy mi już do uzyskania darmowego abonamentu na portalu randkowym. Nie muszę już uczestniczyć w konkursach "na najlepszy blog singla", bo nie czuję się już singlem, nie czuję się samotny.

Spacerkiem po rozległej dolinie....To będzie trwało już do końca moich dni.

niedziela, 16 stycznia 2011

Sukces duchowy

Zakładając ten blog nie sądziłem, że będzie on poświęcony sukcesowi duchowemu. Trzeba to jeszcze zweryfikować i jeszcze to potrwa poprzez rozmowy z kompetentnymi osobami duchownymi, ale zdaje się, że osiągnąłem chyba prawie wszystko, co można w tej dziedzinie osiągnąć i to tylko dzięki temu, że zawsze poddawałem się kierownictwu najlepszego Duchowego Mistrza - Duchowi Świętemu.
Obojętnie w jakiej dziedzinie osiąga się poziom mistrzowski, ten poziom automatycznie przelewa się na inne płaszczyzny życia. Nie zawsze tak się dzieje, ale przeważnie tak. I prawie zawsze towarzyszy temu również sukces finansowy.
Obojętnie czy byśmy brali pod lupę sukces Małysza, czy innych naszych rodaków, za każdym razem obserwujemy jakąś perfekcję, doskonałość wypracowywaną latami przez systematyczny trening. Innej drogi do mistrzostwa nie ma, chyba że ktoś od razu rodzi się geniuszem w jakiejś wybranej dziedzinie.
Jednak powszechna droga do mistrzostwa w dowolnej dziedzinie to długofalowy systematyczny wysiłek.
Innej drogi nie ma.
Można śledzić życiorysy wielkich ludzi i od każdego z nich czegoś się uczyć po to, żeby w swojej wybranej dziedzinie też być wielki.
Bo wszyscy jesteśmy powołani do wielkości, nie do bylejakości.
Każdy może osiągnąć sukces poznając reguły i kierując się nimi.
Jak się osiąga ten wymarzony pułap, to oddycha się innym powietrzem.
To jest powietrze szczytów górskich, którym oddychają najlepsi alpiniści.
Pod względem duchowym obcuje się tam z najlepszymi duchami na naszej planecie - tam na szczycie zawsze są najwybitniejsze jednostki naszych czasów, które osiągnęły mistrzostwo w swojej dziedzinie.
Osoby najbardziej charyzmatyczne w tym, co robią.
Moim marzeniem jest, żeby tam naprawdę było tłoczno!
Żebyśmy nie musieli żyć na nizinach, borykać się wciąż z tymi samymi problemami.
Tam na szczycie znajduje się odpoczynek i ukojenie po trudach długoletniej wspinaczki pełnej bólu, upadków i siniaków.
To dopiero jest pełnia życia.

Ten blog jak widzę dopiero się rozkręca, czuję to.

sobota, 15 stycznia 2011

Casting

Mówiąc kolokwialnie casting żeśmy normalnie rozwalili. Na wszystkie pytania oprócz ostatniego odpowiedzieliśmy poprawnie. Widok oczu komisji wielkich jak pięciozłotówki - bezcenne.Jak by to była normalna gra o pieniądze, pieniądze byłyby nasze.
No zobaczymy, czy przechodzimy dalej - konkurencja spora i to z całej Polski.

Ocean bez granic

Kiedy dotyka się Boga, dotyka się nieskończoności, także w wymiarze materialnym. Nieograniczone zasoby Jego bogactwa duchowego napływają i napływają, a wraz z nimi także bogactwa materialne.
Ale tu potrzebna jest mądrość. Dziś przeczytałem zdanie, które jest kluczem do właściwego dysponowania bogactwem materialnym:
Nawet jeśli masz przed sobą ocean, bierz z niego tylko tyle, ile potrzebujesz.
Czy ja jestem gołosłowny?
Za 4 godziny mam casting do teleturnieju, w którym można wygrać ocean pieniędzy
Czy wraz z duchowym bogactwem napłynie do mnie bogactwo materialne?
Odpowiedź już wkrótce.

poniedziałek, 10 stycznia 2011

Miłość kiedy przychodzi...

Miłość kiedy przychodzi
nie musisz o nic o niej mówić
jest tak naturalna i czysta
jak powietrze
nie widzisz jej
a nie możesz bez niej żyć
oddychasz nią
ona jest życiem
Miłość kiedy przychodzi
przybiera twarz ukochanej
to najczęstszy przypadek
rzekłbym objawieniem odwiecznej miłości Boga
która z form duchowych przechodzi do form materialnych
tak było w czasie Stworzenia i tak dzieje się ciągle
Miłość kiedy przychodzi
musisz jej wyjść naprzeciw

niedziela, 9 stycznia 2011

Wielki Egzaminator

Jeśli coś w życiu idzie jak po grudzie i ma się wrażenie, że bije się głową o mur, oznacza to, że nie daliśmy Bogu/Życiu właściwej odpowiedzi. Bóg będzie nas trzymał tak długo przy tablicy, aż nie damy Mu właściwej odpowiedzi.
W moim przypadku biciem o mur była niemożność bycia w związku z kobietą, z którą chciałbym być. Trwało to wiele lat i im bardziej mi na takiej kobiecie zależało i im bardziej się o nie starałem, tym bardziej ten wymarzony cel oddalał się ode mnie z astronomiczną  prędkością ucieczki Galaktyk.
Tydzień temu, w chwilę przed najbardziej intensywnym przeżyciem religijnym w swoim życiu, dałem wreszcie Bogu właściwą odpowiedź.
Powiedziałem Bogu - całkiem szczerze - słowa godne Psalmisty:
"Miłość Twoja, Panie cenniejsza jest od miłości kobiet, nawet najpiękniejszych
Miłość Twoja, Panie cenniejsza jest od wszystkich bogactw
Miłość Twoja, Panie cenniejsza od całej władzy i zaszczytów".
I dopiero wtedy Bóg zwolnił mnie spod tablicy, już nie musiałem tam stać i dukać coraz głupsze, albo wciąż te same odpowiedzi, bo dałem Mu taką odpowiedź, którą uznał za właściwą.
Minął dopiero tydzień od tamtego doświadczenia, a zmiany jakie we mnie i wokół mnie nastąpiły, przeszły moje najśmielsze oczekiwania.
Odkryłem w sobie całkiem nowe podejście do kobiet. Przede wszystkim znikła nieśmiałość i sztuczność, napięcie i niepokój, stałem się bardziej naturalny, wyluzowany, normalny i ciepły  w kontaktach z nimi.
To od razu się rzuca w oczy, już widać rezultaty w postaci tego, że chętnie ze mną rozmawiają i nawet te rozmowy przedłużają.
Można to nazwać "łatwością do kobiet", której tak zazdrościłem wcześniej niektórym swoim kolegom.

"Jeśli postawisz Boga na pierwszym miejscu, wtedy wszystko się poukłada na swoim miejscu".

środa, 5 stycznia 2011

KONIEC POSZUKIWAŃ

Po kolejnym z rzędu Sylwestrze spędzonym w samotności, w pustym mieszkaniu, po doświadczeniu goryczy pustki, po ciemnej duchowej nocy, w której nawet Bóg zdawał się mnie opuścić, nadszedł pierwszy dzień Nowego Roku.
Był to dla mnie świt nowego życia.
Kiedy przyszedłem po mszy znów do pustego mieszkania i próbowałem tę pustkę wypełnić audiowizualnymi bodźcami z telewizora i internetu, w pewnym momencie coś sprawiło, że wszystko to powyłączałem i zanurzyłem się w modlitwie.
A była to modlitwa szczególna, modlitwa wyjątkowa, bo sprawiła, że pierwszy raz w swoim dość długim życiu, po wielu latach duchowych udręczeń, lęków, rozczarowań sobą i ludźmi, po porażkach i zawodach miłosnych, po tym całym bezmiernym złu jakiego doświadczyłem od ludzi - po tym wszystkim doświadczyłem tego, o czym tylko czytałem w żywotach świętych.
Doświadczyłem ekstazy miłosnego duchowego zjednoczenia z Bogiem.
Trwało to czas jakiś i nie można tego opisać słowami, ponieważ przydarza się niewielu ludziom.
To już łatwiej opisać ekstazę po dopalaczach, narkotykach, upojeniu alkoholowym, po jakimś tam seksie i tak dalej. Wszyscy to mniej więcej rozumieją.
Droga, którą obrałem już jako dziecko, droga ku Bogu, najeżona była wieloma przeciwnościami zewnętrznymi i wewnętrznymi i chyba nikt nie chciałby przeżyć tego wszystkiego co ja. A każdy chciałby przeżyć taką duchową ekstazę - o, to na pewno!
Po tym doświadczeniu bardziej rozumiem mistycyzm św. Jana od Krzyża, chociaż on żył w innych czasach i jako zakonnik.
Czy w miarę przeciętny singiel naszych czasów taki jak ja może doświadczyć podobnej nocy ciemnej i czy może w końcu osiągnąć na końcu tej drogi zjednoczenia z Bogiem?
Okazuje się, że tak! I drogą do tego równie dobrze mogą być porażki emocjonalne, zawody miłosne i pustka samotności, co samobiczowanie, umartwianie się i posty. I w tym i w tym przypadku szuka się Boga, który jest Miłością.
Nic i nikt poza Bogiem nie potrafi skutecznie wypełnić tej pustki.

- Po co nam źródło, kiedy mamy wodę w butelkach w Biedronce? - zapyta pierwszy lepszy spragniony człowiek
- Po co nam Bóg, kiedy można mieć kobietę na każdej imprezie, kiedy można sobie zrobić dobrze na tysiąc sposobów?
-Pismo powiada: każdy, kto pije taką wodę w butelce, znów będzie musiał kupić następną, kiedy się skończy. Co prawda takich butelek zawsze będzie pełno, bo takie potrzeby napędzają gospodarkę, ale co po śmierci?
Lecz wody, którą daje Bóg nigdy nie zabraknie przez całą wieczność, gdyż woda ta stanie się źródłem w duszy człowieka.

Wiedziałem o tym od bardzo dawna, ale proces przejścia od picia wody w butelkach do picia wody ze źródła jest długotrwały i w duchowości nazywa się oczyszczeniem.

Waga i konsekwencje tego, czego doświadczyłem przekracza tego bloga, przekracza moją skromną osobę i zahacza już o taki moment, w którym Bóg nie jest już mglistym pojęciem, ale staje się kimś kogo doświadcza się zmysłami.

Do tego nie można zbyt wiele dodać. Bóg sam wystarcza.
Dlatego przestałem się już rzucać, przestałem poszukiwać na siłę kobiety swojego życia.
Otworzyły się przede mną nowe horyzonty duchowe, nowy wymiar życia, w którym Bóg jest kimś obecnym i działającym we mnie. Wspomagać ma mnie w tym kontakt z żywym Kościołem i częsty udział w sakramentach świętych.

Mam w sobie źródło, nie potrzebuję kupować wody w butelkach.