środa, 30 grudnia 2009

Dzieci i kwiaty

Na swoich parapetach mam sporą kolekcję kwiatów doniczkowych. Ostatnio w nocy przypomniałem sobie, że zapomniałem je podlać. Wstałem i sprawdziłem palcem ziemię, czy mają sucho (stara metoda mojego profesora od roślin ozdobnych) i podlałem je.
Potem dostrzegłem następujące porównania między roślinami i...małymi dziećmi:
Kwiaty trzeba sprawdzać, czy mają sucho i podlać je żeby miały mokro, natomiast dzieci odwrotnie - kiedy mają mokro, trzeba zrobić tak, żeby miały sucho.
Kwiaty nie wołają w potrzebie, najwyżej przywiędną; dzieci zaś krzyczą w niebogłosy.
Dzieci i kwiaty rosną, kwiaty zawsze będą uzależnione od naszego podlewania, dzieci z czasem się usamodzielniają.

Czy jestem gotowy na rodzicielstwo?
Zważywszy na poziom mojego nocnego zaangażowania w trosce o swoje roślinki, pewnie byłbym skłonny do podobnych "zabiegów" wobec swojego dziecka. I nie tylko do tego.
Ale ponieważ łatwiej jest mieć roślinki niż założyć rodzinę, na razie poprzestaję na tym pierwszym.
Potencjalność jest jednak wpisana w nasze życie - jesteśmy potencjalnymi bohaterami i potencjalnymi zabójcami.
O tym, kim ostatecznie się stajemy, decydują zewnętrzne okoliczności i wewnętrzne wybory.
Czasem jesteśmy wewnętrznie gotowi do czegoś, np. bycia ojcem, jednak zewnętrzne okoliczności nie sprzyjają temu.
Wtedy albo się czeka na pomyślny zbieg okoliczności (można tak czekać do emerytury;), ale można też wziąć sprawy w swoje ręce i zacząć podejmować konkretny wysiłek w pożądanym kierunku...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz