czwartek, 31 grudnia 2009

Astronomia i romantyczność

Już jako nastolatek interesowałem się astronomią. Kiedyś, w tamtych zamierzchłych czasach pokazałem swojemu koledze jakąś konstelację gwiazd, na co on mi odparł, że z taką wiedzą szybko znajdę sobie żonę. No, niestety pomylił się;(
Rzeczywiście, bywało, że pokazywałem swoim sympatiom jakiś gwiazdozbiór, ale nie robiło to na nich większego wrażenia niż dajmy na to widok jednogwiazdkowego hotelu. Na jednym z moich nieudanych Sylwestrów,o północy,  w sam przełom lat powiedziałem do swojej przyjaciółki wskazując na rozgwieżdżone niebo, że pokażę jej coś, czego chyba nikt jej jeszcze nie pokazał. I wymieniłem nazwy trzech gwiazd ustawionych w jednym szeregu, tak zwany "Pas Oriona". Przyjaciółka nic nie powiedziała, ponieważ nie była ani krztynę romantyczna. Tak bywa i nie mam do niej żalu, ale nasze drogi się rozeszły.
Właśnie, ta romantyczność - jak z nią jest?
W dzisiejszych czasach zdaje się przegrywać z materializmem i...słusznie - materia jest niezbędna do zapewnienia bytu sobie, rodzinie, społeczeństwu.
Romantyzm spychany jest do sztuki, zwłaszcza poezji, muzyki i filmu.
Proza życia zmusza do zachowań racjonalnych, wyrachowanych, interesownych...


Ostatnio znów we mnie odżył zapał astronomiczno - romantyczny, a to za sprawą pewnej kobiety - oczywiście!
Pewnego późnojesiennego dnia na jednym z portali randkowych otrzymałem wiadomość od J. Kiedy zajrzałem na Jej profil, zdumiałem się niepomiernie - dlaczego ktoś taki jak Ona - wykształcona, piękna, szczupła, mająca prestiżowy zawód, itd,itp,jednym słowem chodzący ideał - jest wciąż sama?
Od tego zdumienia zaczęła się moja fascynacja J., która wprzęgnęła mnie w szukanie w sieci Jej śladów. Cóż, takie czasy, że nowe znajomości zaczynają się często od wirtualnego zauroczenia.
No więc zacząłem od odnalezienia Jej śladów w najpopularniejszym obecnie w Polsce portalu społecznościowym "Nasza Klasa". Z informacji, które tam znalazłem jedna szczególnie przykuła moją uwagę zapalając w mojej głowie różową lampkę - była to ksywka, jaką Jej nadano w podstawówce. Ksywka brzmiała "Jowisz".

Jowisz to planeta niezwykła - jest po Słońcu najbardziej masywnym ciałem niebieskim w naszym Układzie Słonecznym. Jest tak duży, że przechwytuje, lub zmienia orbitę komet, które zbliżają się do Słońca, a więc także i do Ziemi. Gdyby nie Jowisz, niektóre z tych komet mogłyby zderzyć się z Ziemią powodując globalną katastrofę porównywalną z zagładą dinozaurów 70 milionów lat temu.
Tak więc Jowisz w pewnym sensie ratuje nasze życie.
A J. była lekarzem i nie można znaleźć w całym Kosmosie piękniejszego porównania do Jej zawodu mającego na celu ratowanie ludzkiego zdrowia i życia w ogóle niż porównanie do Jowisza.
To nie koniec porównań - Jowisz świeci pomarańczowym blaskiem i jest najjaśniejszym punktem widocznym nocą na naszym niebie. Żadna gwiazda, łącznie z Syriuszem, najjaśniejszą gwiazdą naszego północnego nieba nie dorównuje mu jasnością.
I znów można to porównać do "gwiazd" - aktorek, modelek, piosenkarek. Wszystkie one są jak najbardziej piękne, atrakcyjne, mogą ładnie grać, śpiewać, poruszać się na wybiegu, ale...są odległe, nie mają wpływu na nasze życie, są zimne i żyjące w swoim "światku gwiazd".
Tymczasem J. jako lekarz jest kimś bliskim ludziom, ma wpływ na ich zdrowie i życie, i przez to świeci blaskiem jaśniejszym niż najjaśniejsze "gwiazdy".

Oczywiście podzieliłem się z J. swoimi refleksjami. Reakcję Jej można nazwać "zaskoczeniem", pozytywnym zaskoczeniem.
I na tym się nie skończyło, bo kilka dni przed Wigilią zakupiłem sobie najlepszy w moim życiu sprzęt optyczny do obserwacji gwiezdnych. Ponieważ pogoda sprzyjała, wieczorem wycelowałem obiektyw w Księżyc, mogąc podziwiać na nim kratery wyżłobione miliony lat temu przez meteory. Potem zauważyłem jasny obiekt tuż pod Księżycem. Sprawdziłem na stronie www poświęconej astronomii stwierdzając, że to...Jowisz!
Patrząc na niego przez swój przyrząd optyczny nie mogłem nie ulec wzruszeniu, że widzę to, co widział Galileusz 400 lat temu przez swoją pierwszą lunetę - pomarańczową plamkę Jowisza z kilkoma jego księżycami otaczającymi go w jednej płaszczyźnie niczym pierścień
Tak, ten rok, który dzisiaj mija był Międzynarodowym Rokiem Astronomii, i jednym z założeń jego obchodów było umożliwienie jak największej rzeszy ludzi popatrzenie na nocne niebo tak jakim je widział Galileusz - przez lunetę lub choćby większą lornetkę. Cieszę się, że udało mi się to zrobić.

Kiedy napisałem o tym J., Ona odparła, że tego samego dnia rozmawiając w pracy z pewną panią o Wigilii, pani ta zauważyła Księżyc i jasną "gwiazdę" pod nim martwiąc się, że nie zdąży tak szybko przygotować wieczerzy wigilijnej zgodnie z tradycją "pierwszej gwiazdki". Wtedy J. z zadziwiającą intuicją powiedziała jej żeby się nie martwiła, bo "to na pewno planeta".

Moja znajomość z J. jest jeszcze "tylko" wirtualna i nie mam pewności, czy kiedykolwiek przeniesie się do "realu". Jednak cokolwiek się zdarzy, mam za sobą wiele pozytywnych wzruszeń i refleksji związanych z tą znajomością, których już nic mi nie zabierze...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz